środa, marca 20

005





Myślą że jestem słaba, że jestem nikim, że nie potrzebuję miłości. Ale ludzie się mylą, coraz częściej oceniają ludzi mimo że ich nie znają. Nikt tak naprawdę mnie nie zna, nie wie co lubię czego nienawidzę a co sprawia mi przyjemność. Żyje w sztucznym świecie, gdzie nic nie jest prawdziwe. Widzę jak ludzie sztucznie się uśmiechają, jak starają się ukrywać swoje prawdziwe oblicze pod maską, pod ‘’peleryną niewidką’’.
Dzisiaj zdobyłam kolejne doświadczenie,  zobaczyłam ludzi bez serca, bez litości a co najważniejsze sztucznych. 
- Emilie może chcesz coś sobie wybrać?  – pani Margaret położyła dłoń na moim ramieniu dodając mi otuchy. Dzisiaj wyszłam z ośrodka, pierwszy raz chyba od roku. To był dla mnie nie mały szok widząc to jak ludzie się zachowują. Cały czas od kiedy trafiłam do mojego obecnego domu nie wychodziłam dalej niż za ogrodzenie, i nie żałuję. Tam miałam spokój, byłam sama, niestety dla pani Margaret jestem w stanie wszystko zrobić, nawet wyjść do tych ludzi, którzy nie patrzą na innych.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję niczego. – uśmiechnęłam się do opiekunki, dalej masując obolałego łokcia. No właśnie ludzie zaślepieni, nie widzący innych nie zwracają na takie nijakie osoby jak ja. I jest tego efekt, ja leżąca na ziemi w sklepie pomiędzy rozsypaną kaszą i ryżem. Co zrobił szanowny pan? Zaczął coś krzyczeć, ale nie patrzyłam długo na niego. Po pierwszym jego słowie odwróciłam wzrok. Ja nadal jestem w szoku, że pan w garniturze który wygląda na wychowanego i poważnego mężczyznę swoje zdanie rozpoczyna od wulgaryzmu.
Do ośrodka wracałyśmy powoli, droga nie była jakaś męcząca. Próbowałam zwracać uwagę na wszystko co mnie otaczało, starałam się dostrzec najmniejszy szczegół. Może gdybym nie była głucha, gdybym była dalej z rodziną też bym nie widziała piękna, też byłabym zaślepiona, byłabym sztuczna. Na szarym budynku obok którego właśnie przechodziłyśmy widniał jakiś napis. Normalnie bym go pewnie nie zauważyła, ale teraz tak. Zatrzymałam się na chwilę i podniosłam wzrok na panią Margaret. Szła dalej, nawet nie zauważyła że mnie nie ma już koło niej. Podeszłam bliżej budynku bym mogła dokładnie odczytać napisEvery story has an end, but in life every end is a new beginning.
Zamyśliłam się nad napisem. No tak, i tu jest cała racje. Jednak nie dla każdego ten początek jest dobry.  Oglądnęłam się dookoła i zobaczyłam jak pani Margaret czeka na mnie koło pasów. Spojrzałam jeszcze raz na napis, uśmiechnęłam się i skierowałam w stronę starszej pani.
- Wszystko dobrze? – zapytała mnie pani Margaret szczerze się uśmiechając do mnie. Jest to chyba jedyna szczera osoba. Ona jest inna, ona potrafi dojrzeć piękno we wszystkim, potrafi być otwarta na świat, potrafi pomagać innym, takim jak ja…
- Oczywiście – odparłam odwzajemniając uśmiech. Myślałam o tym napisie. Napis? Cytat? Powiedzenie? Nie wiem skąd pochodzi ten tekst, ale dał mi dużo do myślenie. Czy to możliwe, że tracąc słuch może nadejść nowy, może lepszy początek? Przecież mój świat odwrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni, zmieniło się dosłownie wszystko…
Poczułam przyjemne ciepło na mojej dłoni, wiedziałam od razu dlaczego się tak dzieje. Uśmiechnęłam się delikatnie podnosząc lekko brwi do góry. 
- Dzisiaj będziemy mieli gości w ośrodku, chcą przyjechać na cały dzień. Pomogłabyś mi ugotować dla nich obiad? – popatrzyła na mnie wzrokiem. A ja automatycznie się szeroko uśmiechnęłam. W naszym ośrodku były dwie kuchnie. Jedna była tylko pani Margaret a druga była kucharzy którzy gotowali dla pozostałych dzieci. 
- Co za pytanie, uwielbiam z panią gotować – powiedziałam pełna entuzjazmu i od razu przyśpieszyłam kroku. Uwielbiałam pomagać mojej staruszce. Od dziecka się bawiłam w gotowanie, lub pieczenie. I mój zapał nie zmalał, dalej kochałam gotować czy piec ciasta, tylko teraz przy mnie była moja kochana starsza pani. 
Resztę drogi przeszłyśmy milcząc, żadna z nas się nie odezwała. Ja po prostu nic nie powiedziałam bo zatracona byłam w myślach o dzisiejszych potrawach. Jeśli pani Margaret osobiście gotuje to musi przyjechać ktoś ważny dla niej, i oznacza to też że będą same smakołyki..


*


Po raz kolejny usłyszałem dźwięk mojego telefonu, za każdym razem odrzucałem połączenie bo nie miałem czasu teraz na pogawędki, teraz liczyło się to co robię. Wyciągnąłem jednak telefon z spodni dresowych i popatrzyłem  na wyświetlacz. ‘’Liam’’ – no tak, któż by inny, tylko on się tak o wszystkich martwi. Z nerwów i ze strachu że komuś dla niego bliskiemu może kogoś zabić. Na tą myśl kąciki moich ust minimalnie podniosły się ku górze, i z obawy że może zrobić zaraz coś jednemu z pozostałych odebrałem telefon, jednak kilka sekund potem trochę żałowałem tego czynu.
- Na litość boską, Zayn jak wrócisz zabiję Cię od razu. Dlaczego nie odbierasz? Wszyscy się o Ciebie martwimy, a ty nas tak po prostu olewasz… gdzie jesteś? – prowadził swój monolog ‘’tatuś’’.
- Nic mi przecież nie jest, nie jestem małym dzieckiem. Pojechałem tylko na zakupy.. Wrócę za kilkanaście minut ok.? – uśmiechałem się do siebie wyobrażając sobie teraz minę Payna.
- Jak to na zakupach? Teraz nam to mówisz? Mogłeś wcześniej  powiedzieć wszyscy byśmy pojechali z Tobą, co kupujesz? 
- Coś na dzień dzisiejszy. Jeszcze o niczym nie wiecie, ale zaplanowałem wam dzisiejszy dzień. I tak, Paul już o wszystkim wie. – uprzedziłem jego kolejne pytanie. Na pewno  będą w szoku jak się dowiedzą, że jedziemy po raz kolejny do ośrodka. Chodziłem z moim ochroniarzem ciągle po jednej wielkiej galerii, ale byliśmy tylko zaledwie w trzech sklepach. Dziwne co nie??? Jestem już prawie od czterech godzin tutaj, a byłem tylko w trzech sklepach. Ale dzisiaj chce się pokazać z jak najlepszej strony. Dzisiaj chcę, żeby każdy w tym ośrodku był szczęśliwy i uśmiechnięty. Wydam dzisiaj majątek, ale zrobię to z dobrym zamiarem. Każdy dostanie od nas coś, co będzie mu przypominało o nas. 

- Zabierze pan to ze sobą, czy podesłać to samochodem? – Zapytała mnie uprzejmie ekspedientka. Odwróciłem głowę w stronę wózków, a następnie na nią.
- Poproszę to podwieźć pod adres który za chwilę pani napiszę. Najlepiej na godzinę jedenastą. – powiedziałem z uśmiechem i zapisałem jej na kartce godzinę o której samochód ma przyjechać i adres. Już chciałem żeby ta godzina nastała, nie mogłem po prostu się doczekać reakcji dzieci na to wszystko, co dzisiaj dostaną. Zabrałem jednego miśka ze sobą, chciałem pokazać chłopakom mój zakup, a raczej część bo jeden miś w przeciwieństwie prawie do pięciuset jest niczym. I z uśmiechem na twarzy mogę powiedzieć do siebie że jestem dumny z siebie i z dzisiejszego uczynku. Chcąc wyjść już z centrum handlowego, przypomniałem sobie o czymś dla mnie najważniejszym. Tak, niby dla mnie najważniejsze a przez poprzednie zakupy zapomniałem o tym.  Przecież ja nie mam nic dla Emilie. No tak, bo przecież nie dam jej pluszowego misia, z napisem I LOVE YOU . Od razu przed oczami pojawił mi się jej rysunek, to jak pięknie namalowała. Od razu pobiegłem w stronę sklepu papierniczego. Mam nadzieję  że spodoba jej się. 
Po dziesięciu minutach wyszedłem ze sklepu, z wielkim i grubym szkicownikiem oraz paczką różnych ołówków. Teraz spokojnie mogę wrócić do domu…

- Gotowi? Mam nadzieję, że nie jesteście źli na mnie o to, że zaplanowałem wam dzień. Jak coś to przepraszam. – powiedziałem najmilszym głosem na jaki mnie było stać.
- Nie jestem zły, tylko jestem głodny – Niall skrzywił się, ale gdy tylko popchnęliśmy drewniane drzwi i weszliśmy do środka, mina Nialla się zmieniła, poczuł chyba to co ja. Przyjemny zapach smakołyków.
- To ja pójdę poszukać pani Margaret, a wy czekajcie na tutaj – powiedziałem oddalając się od nich.
- Zayn? Ale gabinet jest zaraz koło Ciebie, nie musisz jej szukać.  – popatrzyłem na Harrego dziwie, i odwróciłem głowę w tą stronę o której mówił. I zobaczyłem napis ‘’Dyrektor’’. No tak zapamiętał tą dyrektorkę. Od razu przed oczami ukazała mi się scena gdzie proponował jej pomoc w posprzątaniu biurka, a na mojej twarzy powstał ogromny uśmiech.
- Idę po panią Margaret, a nie po dyrektorkę – Widziałem zawód na jego twarzy. Gdy skręcałem w stronę korytarzu, usłyszałem jeszcze jak Harry pytał się pozostałych, czy myślą że też to będzie fajna dupa. No to się chłopak zdziwi,
Gdy wszedłem do kuchni, poczułem jeszcze bardziej nieziemskie zapachy. Wychyliłem się  lekko zza ściany i moje serce zaczęło szybciej bić, poczułem coś dziwnego. Zdziwienie, troskę, smutek radość? Nie wiem, ale to było dziwne.



-_-_-_-_-_-

SŁÓW: 1344
Przepraszam, że długo nic nie było, ale przyznam się…. Lenistwo mnie złapało.
Miałam napisane do połowy ale potem mi się nie chciało, i tak jakoś wyszło. 
Rozdział napisany dla Natalii <3 Zawaliłam go kompletnie :/