wtorek, lutego 11

006

Ona gotuj..  ona stoi tam we fartuchu i po prostu gotuje. Jak gdyby nigdy nic. Ale.. jak? Przecież to nie możliwe, żeby osoba nie słysząca gotowała! Przecież ona jest niepełnosprawna! Ona powinna mieć opiekę! Dobrego lekarza! Spokój! A nie gotować i męczyć się przy garach!!!
''Malik! Idioto, przecież to normalny człowiek... Taki piękny malutki człowieczek, który naprawdę wygląda seksownie w tym kucyku, niebieskim fartuszkiem i uśmiechem na ustach."- ten głos w mojej głowie przywrócił mnie do rzeczywistości. I rzeczywiście jestem idiotą. Robię z tej dziewczyny kalekę, chociaż nią nie jest. Jest wyjątkową i bardzo silną dziewczyną. Skąd to wiem? Widzę. Ja albo wielu innych poddało by się, straciłoby sens. A ona? Ona normalnie funkcjonuje.. Gotuje, mówi, uśmiecha się, żyje wśród innych. ''Uśmiecha się?'' i tu chyba u niej jest problem. Może ją widziałem raz czy dwa razy ale dziś pierwszy raz widziałem u niej uśmiech. Jak gotowała z panią Margaret. Była chyba wtedy sobą. Normalnie z nią rozmawiała. ''Głuchoniema mówi''.
- Przepraszam, zapatrzyłem się chyba- odpowiedziałem cicho tak żeby nie wystraszyć dziewczyny gdy zorientowałem się, że w kuchni nastała kompletna cisza. ''Idioto! Mów normalnie ona i tak Cię nie słyszy".
-Już jesteście? A gdzie reszta?
-Czekają na korytarzu, ja przyszedłem tylko poinformować panią. - Powiedziałem już głośniej i z uśmiechem. Spojrzałem na dziewczynę i mój uśmiech natychmiast zniknął z twarzy. Serce znowu szybko mi zabiło i poczułem niepokój. Twarz dziewczyny się szybko zmieniła. Nie uśmiechała sie już, nie mówiła nic, a w oczach też nie było żadnej radości. Radość zamieniła sie w strach, przerażenie, smutek. Tak nagle, że nawet ja nie zauważyłem kiedy to sie stało. Za szybko, zdecydowanie za szybko. ''Wycofuj się, ona się Ciebie boi''- coś mi szeptało to zdanie ciągle odkąd zauważyłem jej strach. Dlaczego tak się stało? Przecież nie zrobiłem nic złego, nic nie powiedziałem, nie zrobiłem gwałtownego ruchu. Tylko stałem.

-Podano do stołu!- Głośne oznajmienie pani Margaret o gotowym posiłku sprawił blondyna o euforię. Nie widziałem go dziś jeszcze  tak szczęśliwego. Siedzieliśmy już wszyscy razem. Cały zespół, pani Margaret i ona. Zdziwiło mnie, że ona jako jedyna z dzieci jadła z nami posiłek. Ale potem stwierdziłem, że ona jako jedyna jest w ośrodku w takim wieku. Dzieci tutaj jest pełno ale nigdzie nie można zobaczyć nastolatka w jej wieku.
Siedzieliśmy wszyscy, przy stole Niall ciągle chwalił dania jakie zrobiła starsza pani, wszyscy się odzywali, śmiali. Prawie. Prawie wszyscy. Każdy prócz niej. Popatrzyłem ukradkiem na nią. ZNOWU. Po raz setny chyba. Widziałem strach, smutek i przerażenie. Ręce jej cały czas drżały.  To wszystko chyba przez blondyna. Zawsze jak dużo mówił, to też gestykulował rękami, może to ją płoszy?                                               
-Pani Margaret? Może jak już wszyscy skończyli jeść mogę pokazać niespodziankę jaką mam dla wszystkich?- Powiedziałem delikatnie tak żeby nie przestraszyć Em, ładny skrót wymyśliłem prawda? Ale dlaczego się bałem? Przecież ona nawet tego nie usłyszała, ale gdy przyjaciele się uspokoili i wszyscy popatrzyli w moim kierunku ona delikatnie zrobiła to samo, a ja uniosłem kąciki ust ku górze chcąc się do niej uśmiechnąć. Ale to był chyba zły pomysł.. Wystraszyła się. Dziękuję za posiłek, pójdę do siebie.-Cicho szepnęła, ale nie na tyle cicho bym tego nie usłyszał. Nie popatrzyła na nikogo, nawet na mnie. Jedynie ze spuszczoną lekko głową wyszła z jadalni. Kątem oka odprowadzałem ją wzrokiem. Poruszała się tak delikatnie, z gracją... jak mała baletnica. Baletnica mająca w oczach nie radość a przerażenie.


~Emilie~

Boże. Co ja robię?! Przecież nie mam czego się bać. Przecież była przy mnie pani Margaret. Przecież nic mi nie zrobili. Zachowałam się jak tchórz. Zachowałam się jak jakaś głupia nastolatka bojąca się ludzi.  Zachowałam się jak dziecko. Zachowałam się nie uprzejmie uciekając stamtąd.
Ale czemu ja się dziwie? Czemu się tym przejmuję? Inni na moim miejscu na pewno by tak samo postąpili. Ja nie wiedziałam o czym rozmawiają. Czułam się nieswojo. Wszyscy się śmiali tylko nie ja. Dlaczego? Bo cholernie się bałam podnieść głowę i zrozumieć dlaczego się uśmiechają! Tchórz ze mnie! Tchórz który uciekł od normalnych ludzi. Tchórz, tchórz, tchórz, tchórz tysiąckroć tchórz z Ciebie Emilie!!!





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć!
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!
Wiem, że już rok nie pisałam tu nic ale zmienię to, i postaram się chociaż raz w tygodniu coś dodać. Chociaż takie krótkie coś jak dziś :)
Wybaczcie mi, zaniedbałam was:* Muszę mieć jakąś motywację:)
Dodawajcie komentarze i dodawajcie się do obserwatorów :)
Ilość słów: 667


środa, marca 20

005





Myślą że jestem słaba, że jestem nikim, że nie potrzebuję miłości. Ale ludzie się mylą, coraz częściej oceniają ludzi mimo że ich nie znają. Nikt tak naprawdę mnie nie zna, nie wie co lubię czego nienawidzę a co sprawia mi przyjemność. Żyje w sztucznym świecie, gdzie nic nie jest prawdziwe. Widzę jak ludzie sztucznie się uśmiechają, jak starają się ukrywać swoje prawdziwe oblicze pod maską, pod ‘’peleryną niewidką’’.
Dzisiaj zdobyłam kolejne doświadczenie,  zobaczyłam ludzi bez serca, bez litości a co najważniejsze sztucznych. 
- Emilie może chcesz coś sobie wybrać?  – pani Margaret położyła dłoń na moim ramieniu dodając mi otuchy. Dzisiaj wyszłam z ośrodka, pierwszy raz chyba od roku. To był dla mnie nie mały szok widząc to jak ludzie się zachowują. Cały czas od kiedy trafiłam do mojego obecnego domu nie wychodziłam dalej niż za ogrodzenie, i nie żałuję. Tam miałam spokój, byłam sama, niestety dla pani Margaret jestem w stanie wszystko zrobić, nawet wyjść do tych ludzi, którzy nie patrzą na innych.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję niczego. – uśmiechnęłam się do opiekunki, dalej masując obolałego łokcia. No właśnie ludzie zaślepieni, nie widzący innych nie zwracają na takie nijakie osoby jak ja. I jest tego efekt, ja leżąca na ziemi w sklepie pomiędzy rozsypaną kaszą i ryżem. Co zrobił szanowny pan? Zaczął coś krzyczeć, ale nie patrzyłam długo na niego. Po pierwszym jego słowie odwróciłam wzrok. Ja nadal jestem w szoku, że pan w garniturze który wygląda na wychowanego i poważnego mężczyznę swoje zdanie rozpoczyna od wulgaryzmu.
Do ośrodka wracałyśmy powoli, droga nie była jakaś męcząca. Próbowałam zwracać uwagę na wszystko co mnie otaczało, starałam się dostrzec najmniejszy szczegół. Może gdybym nie była głucha, gdybym była dalej z rodziną też bym nie widziała piękna, też byłabym zaślepiona, byłabym sztuczna. Na szarym budynku obok którego właśnie przechodziłyśmy widniał jakiś napis. Normalnie bym go pewnie nie zauważyła, ale teraz tak. Zatrzymałam się na chwilę i podniosłam wzrok na panią Margaret. Szła dalej, nawet nie zauważyła że mnie nie ma już koło niej. Podeszłam bliżej budynku bym mogła dokładnie odczytać napisEvery story has an end, but in life every end is a new beginning.
Zamyśliłam się nad napisem. No tak, i tu jest cała racje. Jednak nie dla każdego ten początek jest dobry.  Oglądnęłam się dookoła i zobaczyłam jak pani Margaret czeka na mnie koło pasów. Spojrzałam jeszcze raz na napis, uśmiechnęłam się i skierowałam w stronę starszej pani.
- Wszystko dobrze? – zapytała mnie pani Margaret szczerze się uśmiechając do mnie. Jest to chyba jedyna szczera osoba. Ona jest inna, ona potrafi dojrzeć piękno we wszystkim, potrafi być otwarta na świat, potrafi pomagać innym, takim jak ja…
- Oczywiście – odparłam odwzajemniając uśmiech. Myślałam o tym napisie. Napis? Cytat? Powiedzenie? Nie wiem skąd pochodzi ten tekst, ale dał mi dużo do myślenie. Czy to możliwe, że tracąc słuch może nadejść nowy, może lepszy początek? Przecież mój świat odwrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni, zmieniło się dosłownie wszystko…
Poczułam przyjemne ciepło na mojej dłoni, wiedziałam od razu dlaczego się tak dzieje. Uśmiechnęłam się delikatnie podnosząc lekko brwi do góry. 
- Dzisiaj będziemy mieli gości w ośrodku, chcą przyjechać na cały dzień. Pomogłabyś mi ugotować dla nich obiad? – popatrzyła na mnie wzrokiem. A ja automatycznie się szeroko uśmiechnęłam. W naszym ośrodku były dwie kuchnie. Jedna była tylko pani Margaret a druga była kucharzy którzy gotowali dla pozostałych dzieci. 
- Co za pytanie, uwielbiam z panią gotować – powiedziałam pełna entuzjazmu i od razu przyśpieszyłam kroku. Uwielbiałam pomagać mojej staruszce. Od dziecka się bawiłam w gotowanie, lub pieczenie. I mój zapał nie zmalał, dalej kochałam gotować czy piec ciasta, tylko teraz przy mnie była moja kochana starsza pani. 
Resztę drogi przeszłyśmy milcząc, żadna z nas się nie odezwała. Ja po prostu nic nie powiedziałam bo zatracona byłam w myślach o dzisiejszych potrawach. Jeśli pani Margaret osobiście gotuje to musi przyjechać ktoś ważny dla niej, i oznacza to też że będą same smakołyki..


*


Po raz kolejny usłyszałem dźwięk mojego telefonu, za każdym razem odrzucałem połączenie bo nie miałem czasu teraz na pogawędki, teraz liczyło się to co robię. Wyciągnąłem jednak telefon z spodni dresowych i popatrzyłem  na wyświetlacz. ‘’Liam’’ – no tak, któż by inny, tylko on się tak o wszystkich martwi. Z nerwów i ze strachu że komuś dla niego bliskiemu może kogoś zabić. Na tą myśl kąciki moich ust minimalnie podniosły się ku górze, i z obawy że może zrobić zaraz coś jednemu z pozostałych odebrałem telefon, jednak kilka sekund potem trochę żałowałem tego czynu.
- Na litość boską, Zayn jak wrócisz zabiję Cię od razu. Dlaczego nie odbierasz? Wszyscy się o Ciebie martwimy, a ty nas tak po prostu olewasz… gdzie jesteś? – prowadził swój monolog ‘’tatuś’’.
- Nic mi przecież nie jest, nie jestem małym dzieckiem. Pojechałem tylko na zakupy.. Wrócę za kilkanaście minut ok.? – uśmiechałem się do siebie wyobrażając sobie teraz minę Payna.
- Jak to na zakupach? Teraz nam to mówisz? Mogłeś wcześniej  powiedzieć wszyscy byśmy pojechali z Tobą, co kupujesz? 
- Coś na dzień dzisiejszy. Jeszcze o niczym nie wiecie, ale zaplanowałem wam dzisiejszy dzień. I tak, Paul już o wszystkim wie. – uprzedziłem jego kolejne pytanie. Na pewno  będą w szoku jak się dowiedzą, że jedziemy po raz kolejny do ośrodka. Chodziłem z moim ochroniarzem ciągle po jednej wielkiej galerii, ale byliśmy tylko zaledwie w trzech sklepach. Dziwne co nie??? Jestem już prawie od czterech godzin tutaj, a byłem tylko w trzech sklepach. Ale dzisiaj chce się pokazać z jak najlepszej strony. Dzisiaj chcę, żeby każdy w tym ośrodku był szczęśliwy i uśmiechnięty. Wydam dzisiaj majątek, ale zrobię to z dobrym zamiarem. Każdy dostanie od nas coś, co będzie mu przypominało o nas. 

- Zabierze pan to ze sobą, czy podesłać to samochodem? – Zapytała mnie uprzejmie ekspedientka. Odwróciłem głowę w stronę wózków, a następnie na nią.
- Poproszę to podwieźć pod adres który za chwilę pani napiszę. Najlepiej na godzinę jedenastą. – powiedziałem z uśmiechem i zapisałem jej na kartce godzinę o której samochód ma przyjechać i adres. Już chciałem żeby ta godzina nastała, nie mogłem po prostu się doczekać reakcji dzieci na to wszystko, co dzisiaj dostaną. Zabrałem jednego miśka ze sobą, chciałem pokazać chłopakom mój zakup, a raczej część bo jeden miś w przeciwieństwie prawie do pięciuset jest niczym. I z uśmiechem na twarzy mogę powiedzieć do siebie że jestem dumny z siebie i z dzisiejszego uczynku. Chcąc wyjść już z centrum handlowego, przypomniałem sobie o czymś dla mnie najważniejszym. Tak, niby dla mnie najważniejsze a przez poprzednie zakupy zapomniałem o tym.  Przecież ja nie mam nic dla Emilie. No tak, bo przecież nie dam jej pluszowego misia, z napisem I LOVE YOU . Od razu przed oczami pojawił mi się jej rysunek, to jak pięknie namalowała. Od razu pobiegłem w stronę sklepu papierniczego. Mam nadzieję  że spodoba jej się. 
Po dziesięciu minutach wyszedłem ze sklepu, z wielkim i grubym szkicownikiem oraz paczką różnych ołówków. Teraz spokojnie mogę wrócić do domu…

- Gotowi? Mam nadzieję, że nie jesteście źli na mnie o to, że zaplanowałem wam dzień. Jak coś to przepraszam. – powiedziałem najmilszym głosem na jaki mnie było stać.
- Nie jestem zły, tylko jestem głodny – Niall skrzywił się, ale gdy tylko popchnęliśmy drewniane drzwi i weszliśmy do środka, mina Nialla się zmieniła, poczuł chyba to co ja. Przyjemny zapach smakołyków.
- To ja pójdę poszukać pani Margaret, a wy czekajcie na tutaj – powiedziałem oddalając się od nich.
- Zayn? Ale gabinet jest zaraz koło Ciebie, nie musisz jej szukać.  – popatrzyłem na Harrego dziwie, i odwróciłem głowę w tą stronę o której mówił. I zobaczyłem napis ‘’Dyrektor’’. No tak zapamiętał tą dyrektorkę. Od razu przed oczami ukazała mi się scena gdzie proponował jej pomoc w posprzątaniu biurka, a na mojej twarzy powstał ogromny uśmiech.
- Idę po panią Margaret, a nie po dyrektorkę – Widziałem zawód na jego twarzy. Gdy skręcałem w stronę korytarzu, usłyszałem jeszcze jak Harry pytał się pozostałych, czy myślą że też to będzie fajna dupa. No to się chłopak zdziwi,
Gdy wszedłem do kuchni, poczułem jeszcze bardziej nieziemskie zapachy. Wychyliłem się  lekko zza ściany i moje serce zaczęło szybciej bić, poczułem coś dziwnego. Zdziwienie, troskę, smutek radość? Nie wiem, ale to było dziwne.



-_-_-_-_-_-

SŁÓW: 1344
Przepraszam, że długo nic nie było, ale przyznam się…. Lenistwo mnie złapało.
Miałam napisane do połowy ale potem mi się nie chciało, i tak jakoś wyszło. 
Rozdział napisany dla Natalii <3 Zawaliłam go kompletnie :/

piątek, stycznia 25

004


Słońce schodziło właśnie z nieba. Kochałam ten widok, kochałam patrzeć jak dzień umiera jedynie po to aby już za kilka godzin znowu się narodził. Uwielbiałam patrzeć jak na niebie pojawia się to jaskrawe koło zwane księżycem, uwielbiałam rozmyślać nad tym, bo będzie gdy zasnę i się już nie obudzę. Czy ktoś to zauważy? Nie wiem, na to pytanie nie mogę sobie odpowiedzieć. Nie wiem co będzie jutro, nie wiem co będzie za kilka godzin czy nawet chwil. Nic nie wiem…
Mówiłam wam, że jestem raczej optymistką? Kłamałam, jestem nauczona i zmuszona do kłamstwa. Całe lata żyję w kłamstwie. Zastanawiacie się dlaczego? Bo nie potrafię inaczej. Moja przeszłość sprawiła że zaczęłam kłamać. Nienawidzę tego uczucia gdy ktoś się lituje nade mną i lata wokół mnie jakbym była jakąś porcelanową lalką. Wole powiedzieć wszystkim ,,Wszystko dobrze”, ,,Nie, nic mi nie brakuje’’, ,,Nic mnie nie boli, dziękuję’’ i wszystko to mówię z uśmiechem na twarzy aby było bardziej wiarygodne. Zaciskam pięści by być silniejszą, by nie pokazać im jaka jestem słaba. Dopiero tutaj na poddaszu jestem sobą. Siadam na oknie i pozwalam spokojnie spływać moim łzą po policzkach. Jedynie tutaj jest moje królestwo….
~ ~

Przecież… przecież to nie możliwe, że ona jest głucha. Przecież na taką nie wygląda.. Przecież… Miałem wiele pytań… To była jedna chwila. Nie widziałem jej nawet dziesięciu sekund a teraz cały mój umysł jej zapełniony tą drobna dziewczyną. Drobną??? Nie wiem czy taka jest, przecież jej dobrze nie widziałem, ja tylko tak myślę..
-Zayn, wszystko z tobą dobrze?- Zapytał Liam który wszedł do pomieszczenia w którym teraz byliśmy. Nie wiem ile czasu minęło, ale dalej byliśmy z Nicole. Nie wiem jak to możliwe, ale dziecko to sprawiło że żadnemu z nas się nie chciało stąd iść…
-Jedziemy już? – Zapytałem gdy wszystkie twarze zostały skierowane w moją stronę…
-Jak chcesz, u wszystkich już byliśmy. Możemy jechać jak się źle czujesz…
-Tak, to chyba dobry pomysł. – Pokiwałem głową i powoli wstałem z łóżka dziewczynki.
-Proszę Cię, nie jedź jeszcze. Przecież nie byłeś jeszcze moim pacjentem. – Powiedziała dziewczynka cichym głosem ale jeszcze wystarczająco słyszalnym abym doskonale usłyszał. Zatrzymałem się więc przy drzwiach i popatrzyłem w stronę dziewczynki. Wyglądała prawie jak Emilia, wyglądała tak bezbronnie i uroczo…
-Chodź tu maleńka- Dziewczynka do mnie podbiegła a ja w tym czasie zabrałem małe niebieskie krzesełko i usiadłem na nim… Nicol usiadła delikatnie na moim kolanie i wtuliła się w mój tors. – Obiecuję Ci, że jeszcze się spotkamy i że pobawimy się w doktora. Dobrze?
-Nie wierzę w to…
-Dlaczego? Przecież Ci obiecuję. A ja dotrzymuję obietnic. Obiecuję Ci, że niedługo się znowu zobaczymy.
-Obiecujesz?
-Obiecuję, przecież jesteś moim mężem. – Dziewczynka na ta wiadomość mnie mocno uściskała a następnie podeszła do reszty.
Szliśmy w ciszy w stronę wyjścia, żaden z nas się nie odezwał. Nie wiem czemu. Może widzieli że ja jestem jakiś inny a może oni też widzieli ta dziewczynę i nie chcą się przyznać? Nie wiem, już mi same głupoty chodzą po głowie…
-Zayn, a ty dokąd? Musimy się z kierowniczką pożegnać i podziękować jej..- No tak, Liam jak zawsze miał głowę na karku.
-Pójdziecie sami? Ja się źle czuję…- Nie wiem co powiedzieli dalej i czy coś w ogóle powiedzieli, ponieważ znowu zatraciłem się w myślach. ,,Zayn! Co się z Tobą dzieję?’’ Odezwał się jakiś głos w mojej głowie. No właśnie co się ze mną dzieje? Przecież ta dziewczyna nie mogła mnie zmienić, nie mogła w zaledwie pięć sekund zmienić mojego nastawienia do dziewczyn, przecież mogę mieć każda jaka tylko chcę, przecież już jutro nie będę o niej pamiętał. Pójdę na imprezę, wyrwę jakąś niezłą sztukę, a o tej zapomnę… Przecież jestem Zayn Malik!


~ ~
Bezchmurne niebo w Londynie pełne gwiazd? Ludzie mówią że to niemożliwe. Że nie widzieli od kilku miesięcy takiego nieba. A ja widzę za każdym razem. Pamiętam że dwa tygodnie temu było takie niebo, tak samo jak pięć tygodni temu po tym jak była straszna ulewa. Ja pamiętam, a ludzie o tym nie wiedzą. I znowu pytanie Dlaczego? Oni nie dostrzegają piękna, nie widzą nic prócz czubka własnego nosa.  Nie zwracają uwagi na naturę, na to co ich otacza. Nie zwracają większej uwagi na ludzkie nieszczęście.
-Emilie? –  Szturchnęła mnie moja opiekunka. Jaka była? Buła bardzo dobra kobietą, nie miała męża, dzieci. Kochała nas jak własne. Była dla nas… można powiedzieć że drugą matką, która jest przy nas gdy tego najbardziej potrzebujemy. Jest moją przyjaciółką. Lecz nie taką bym jej wszystko mówiła. Nie lubię się żalić komuś na moje życie. Wole pomagać innym, którym się los jeszcze gorzej potoczył niż mi. Wolę wszystko tłumić w sobie…
Kolejne pytanie? Czy już się oswoiłam z tą świadomością że straciłam wszystko? Tak… nie, jednak nie.. Nie można się z tym oswoić. Jak można się przyzwyczaić do  śmierci rodziny, do utraty wszystkiego, na czym zależało Ci? Nie da się, ja przynajmniej nie mam takiej umiejętności…
-Tak proszę Pani?
-Chodź na kolacje, dzisiaj jest twoja ulubiona potrawa..- Powiedziała uśmiechając się lekko do mnie, po czym wyciągnęła rękę w celu zabrania mnie z parapetu. Jednak ja nie miałam ochoty na jedzenie, pokiwałam więc głową i spojrzałam po raz kolejny na niebo opierając głowę o szybę. Poczułam że Pani Margaret podnosi mój podbródek chcąc żebym spojrzała na nią..
-Skarbie, wczoraj też nic nie jadłaś, chudniesz w oczach… Proszę Cię chodź zjedz chociaż jednego naleśnika.- Puściła do mnie oczko, nie wiem jak ona to robiła ale ciągle się uśmiechała, Margaret jest wyjątkową osobą.. dla mnie.
-Nie, naprawdę dziękuję, chyba się położę głowa mnie trochę boli..- Pokiwała głową a następnie ucałowała mnie w czoło i opuściła pokój. Wszędzie było ciemno, jedyne co oświecało pokój to światło księżyca, i gwiazd. A tak w ogóle to gwiazdy dają światło? Nie… raczej nie. Popatrzyłam ostatni raz na gwiazdy, miałam już wstawać ale dostrzegłam to co zawsze chciałam zobaczyć… Spadająca gwiazda.. ‘’Szybko myśl, życzenie’’ Pomyślałam. Ludzie zawszeni mówili że wtedy życzenie się spełni.. ,,Chcę być szczęśliwa’’.
 
~~
-Zayn? Wszystko z Tobą w porządku?- Zapytał mnie Niall
-No, Czemy pytasz?- Zapytałem nie odrywając wzroku od sufitu. Teraz wydawał mi się naprawdę ciekawy..
-Nie piłeś wczoraj nic prawie, jedynie dwa kieliszki czystej, nie tańczyłeś, byłeś nieobecny, nie…
-Skończ już z tym przemówieniem, nie miałem nastroju.- Powiedziałem głośniejszym tonem. Wiem nie powinienem tak reagować,  ale co miałem mu powiedzieć? ‘’Nie wyrwałem żadnej panienki bo myślę o tej głuchej?’’ zaraz bym się stał pośmiewiskiem, zaraz bym stracił wartość u niech. Od razu wzięliby mnie za mięczaka. A ja taki przecież nie jestem, prawda?
-Idę zapalić- Powiedziałem bez żadnych emocji do blondyna. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju po drodze zabierając paczkę papierosów i zapalniczkę. Wychodząc z domu, minąłem się z kimś w drzwiach, ale nie zwróciłem uwagi większej. Ubrałem kurtkę i usiadłem na schodach oddając się smakowi dymu. ‘’Musimy tam wrócić’’ ta myśl krążyła mi po głowie, musimy i to koniecznie. Obiecaliśmy Nikol to, a my nie zawodzimy fanów… ‘’Zayn, przyznaj się nie o Nikol Ci tu chodzi ale o Emilie’’- Znowu ten głos w głowie, i chyba się nie mylił…

-_-_-_-
Słów: 1155
Przepraszam, że miesiąc nic nie dodawałam, ale po prostu mam tyle spraw, że nie wiem gdzie włożyć ręce...
Proszę was o komentarze *.*

poniedziałek, grudnia 17

003


-Poczułam szturchanie w ramię, odwróciłam wzrok od szyby i zobaczyłam uśmiechającą się Nicol, tak… przyznam że ta dziewczynka była jedną z najbardziej uroczych dzieci w tym domu. Popatrzyłam na jej usta i odczytałam że chce się ze mną bawić. Pokiwałam głową i udałam się z nią na środek pokoju gdzie był postawiony stolik drewniany koloru niebieskiego. Usiadłam naprzeciwko dziewczynki i zabrałam się za rysowanie obrazków. Każda z nas rysowała to co chciała… Każda miała inne wyobrażenie świata. Rysowałyśmy to co nam przychodziło do głowy. Ona rysowała obrazki pełne kolorów, a ja szare, nie potrafiłam pomalować mojego ‘’świata’’…

Malując uśmiechałam się do siebie samej, a dziewczynka co jakiś czas patrzyła nachylając się do mnie co rysuję. Uwielbiałam ją, powiedziałam wam już to??? Szturchnęła mnie już po raz kolejny, a ja popatrzyłam na nią szerokim uśmiechem.. ,,twój rysunek jakoś wygląda, a mój przypomina mi tą świnię co leży u mnie na łóżku’’- powiedziała mi a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Nie wiem czemu ale nie mogłam się pohamować. Niestety to nie przyniosło dobrych skutków bo mała miała łzy w oczach… ,,Ej, słońce przepraszam”- powiedziałam delikatnie i podeszłam do niej. Wzięłam ją na kolana i przytuliłam. Kochałam to robić, kochałam się przytulać do innych ludzi, lubiłam czuć to ciepło od nich jakie bije…


Nicol nie posiedziała u mnie długo na kolanach. Nie wiem czemu ale, ale nagle się zerwała z moich kolan i pobiegła za mną w jakimś kierunku. Myślałam że wybiegła z pokoju, ale myliłam się, ktoś wszedł do naszego ‘’królestwa’’ z małą na rękach. Popatrzyłam na tego chłopaka, i powiedziała coś do mnie, ale nie wiedziałam co, nie widziałam dokładnie jego ust. Usiadł na łóżku, na moim łóżku i zaczął rozmawiać z nią. Nie wiedziałam, kto to. ‘’Pewnie rodzina, kuzyn, brat’’ – myślałam intensywnie ale nie wiedziałam dokładnie. Nie słyszałam nic. Patrzyłam na szczęśliwą  dziewczynkę, która co jakiś czas przytula blondyna.. Musze przyznać że jest naprawdę był przystojny, ale za wysokie progi jak dla mnie. Nikt nie zwróci uwagi na głucha dziewczynę… Patrzyłam i nie mogłam się nadziwić szczęściu Nicoli. ‘’Matko Święta!!!’’- krzyknęłam w myślach, bo lekko się wystraszyłam tego co zrobiła mała. Zaczęła skakać i chyba piszczeć lub krzyczeć bo chłopak lekko się zgarbił i zatkał uszy. Nie wiedziałam co się stało, dlaczego mała blondyneczka się tak zachowuje. Jednak nie musiałam długo czekać na odpowiedź, obok mnie przeszła wysoka postać w czarnych spodniach. Podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam chłopaka w bujnych, ciemnych lokach. Mała skakała w najlepsze, a gdy ten ją przytulił przestała. Tak jakby ten ‘’przytulas’’ był środkiem uspakajającym… Mnie oczywiście nie zauważono, nikt się do mnie nie odezwał, nikt nie spojrzał. Czułam się taka mała, niewidzialna i niepotrzebna. Twe myśli sprawiły że do oczu napłynęły mi łzy…. Postanowiłam że pójdę do mojego małego ‘’schronu’’ gdzie będę tylko ja i moje myśli gdzie, będę mogła przenieść się do tego małego mojego, prywatnego świata, do którego nikt nie ma dostępu. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a ja szybko wstałam żeby nie rozpłakać się na dobre. Wychodząc przez przypadek uderzyłam kogoś w ramię, poczułam niemały ból w ramieniu, więc się chwyciłam w obolałe miejsce. Spojrzałam na osobę która była moim ‘’szkodnikiem’’. Był to chłopak podobny do tamtych pozostałych, przynajmniej tak mi się wydawało na pierwszy rzut oka… ,,Przepraszam nie wiedziałem’’ nie dokończył bo nie miałam ochoty się męczyć z tym co ma mi do powiedzenia. Łzy znowu mi spłynęły po policzku, a w jego oczach zobaczyłam przerażenie. Nie chciałam patrzyć na tą jego dziwną minę więc po prostu go wyminęłam i udałam się na górę.


*Zayn*

‘’Co to było? Dlaczego tak piękna dziewczyna miała łzy w oczach?’’ – Zastanawiałem się chwilę na tym, ale nie wiedziałem nic, nic a nic. Postanowiłem się tego dowiedzieć, tak… ja Zayn Malik ‘’ słynny bedboj’’ poczuł jakiś dreszcz, poczuł się jakoś dziwnie.  Śmieszne, od kiedy to mnie obchodzą losy i uczucia innych? Postanowiłem wejść do pokoju, gdzie już znajdował się Niall i Harold… Popatrzyłem na nich i uśmiechnąłem się pod nosem. To było takie… dziwne. Niall leżał na łóżku, koło niego klęczał Harry z jakąś czapeczką na głowie, a z drugiej strony dziewczynka która miała ubrany biały fartuch a na szyi zawieszone słuchawki.. ‘’czyli bawimy się w doktora’’.
-Przepraszam że wam prze… - Nie dokończyłem bo usłyszałem piski małej dziewczynki. Przymknąłem oczy z myślą że to mi coś pomoże, ale nie… Myliłem się, pisk dalej był hałaśliwy. Przytuliłem dziewczynkę a ona uczepiłam się mojego karku tak mocno że myślałem że już po mnie, ale ja mam ‘’szczęście’’ więc nic takiego się nie przydarzyło. Dziewczynka odsunęła się ode mnie i powiedziała jak ma na imię. Nicole… ładnie, nawet bardzo. Takie rzadko spotykane imię. 
-Nicole, słuchaj powiesz mi coś???
-Co tylko będziesz chciał, powiem ci wszystko co wiem, bo jesteś mim mężem a mężowie mówią sobie wszystko….- Zaśmiałem się na stwierdzenie że ‘’mężowie mówią sobie wszystko’’.
-To powiedz mi kwiatuszku- och jakich ja zwrotów używam- co to była za dziewczyna co była tutaj w pokoju? – Mała się rozejrzała i popatrzyła na mnie w lekkim szoku. 
-Ale Emilia tutaj przed chwilą była…
-No tak, ale ona niedawno wyszła stąd i miała łzy w oczach, nie wiesz może dlaczego???- Dziewczynka nic nie powiedziała tylko zeszłą z mojego kolana, i podeszła do Nialla i Hazzy. Udawała chyba że nie słyszała mojego pytania, nie wiem co się stało ale ja nie odpuszczę. 
-Hallo, Nicol powiesz mi??
-A muszę, nie chcę mówić. Wszyscy mówią żeby o niej nie mówić…
-A jak cię tak ładnie poproszę to powiesz mi?- Miałem lekką nadzieję że się zgodzi jednak ta tylko pokiwała głową, wypuściłem ciężko powietrze z płuc, i popatrzyłem zrezygnowany na Niall… Wtedy pomyślałem że podejmę się jeszcze jednej próby…
-A co powiesz na to. Ty wszystko mi powiesz, no może nie wszystko ale jak się nazywa i co tu robi, a ja będę twoim pacjentem, dam ci buziaka ii… przyjadę tu jutro lub za dwa dni i zabiorę Cię na spacer? Co ty na to???- Widziałem szok na twarzy małej, widziałem też  że próbuje się przełamać….
-Dobrze, ale przyjedziesz na pewno? – Popatrzyła z poważną miną na mnie…
-Obiecuję, przyjedziemy z reszta wszyscy.- Podniosłem się z kolan i podszedłem do łóżka. Usiadłem na krawędzi i patrzyłem na dziewczynkę…
-Ona ma na imię Emilia,  wiem tylko że nie ma nikogo, dlatego śpi tutaj w domu razem zemną. Mamy razem pokój.- ‘’Serio? Tylko tyle?’’
-No i jeszcze… jeszcze ona nie słyszy. Nie wiem czemu ale ona jest głucha….- ‘’Jak to głucha???’’ Popatrzyłem w szoku na chłopców a potem na Nicol…

-----
Słów: 1072
Komentujcie błagam was, bo nie wiem czy opłaca się picać….

sobota, listopada 24

002



~~
-Halo?- Odebrałem telefon który dzwonił, dzwonił do mnie menager, a nie działo się to często. Dzwonił do nas jedynie wtedy gdy się coś stało, jak miał dla nas ważną wiadomość. Jak na razie Harry się uspokoił i nie było z nim kłopotów, więc raczej to drugie…
-Zayn, ogarnijcie się jakoś, i za 30 min. macie być gotowi…
-Cos się stało?
-Tak, ale spokojnie. Jedziecie tylko w jedno miejsce. 
-Dobra, a tak dokładnie???
-Zobaczycie… Tylko ruszcie się. Samochód będzie za 30 min…
-To nie jedziemy limuzyną???- Zdziwiłem się, przeważnie na jakieś wywiady czy coś w tym stylu jechaliśmy limuzyna, a teraz czym…
-Nie, jedziecie zwykłym samochodem, nie będziecie na każdym kroku gwiazdorzyć...
Powiadomiłem o „rozkazie” wszystkich i poszliśmy się przygotować. Ubraliśmy się odpowiednio i tak jak menager mówił, po 30 minutach kierowca już był. Wsiedliśmy do dużego samochodu i pojechaliśmy w jeszcze nieznane mi miejsce.

-Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce???- Zapytał Niall który jeszcze przeżuwał resztki jedzenia…
-Nie wiem.. Paul miał na nas tu czekać..
-Zayn, weź i zadzwoń do niego. –tak jak Liam rozkazał tak też zrobiłem. Kiedy odebrał dowiedziałem się co i jak. Wyszło a to że nie mógł przyjechać bo coś mu bardzo ważnego wypadło.  Poprawiliśmy się ostatecznie, i skierowaliśmy się do dużego zaniedbanego budynku. Tak miała czekać na nas kobieta. Okazało się że dzisiaj jest Światowy Dzień Pomocy Społecznej, tak więc znaleźliśmy się tu gdzie jesteśmy. 
-Zayn, ale jak ktoś może tu mieszkać? Przecież ten budynek ledwo się trzyma…- Nie odpowiedziałem Harremu lecz tylko poruszyłem ramionami. Liam popchnął wielkie drzwi i weszliśmy do środka. Nie wiedziałem gdzie iść, co robić ale na szczęście Liam miał głowę na karku. Zobaczyliśmy jakąś dziewczynę, która szła schodami na piętro, Liam zaczął do niej krzyczeć mając nadzieję że dowie się gdzie ma iść. Lou wybuchł śmiechem na zachowanie dziewczyny i zaczął się nabijać z Liama że go olała. Rozejrzeliśmy się po korytarzu i zobaczyliśmy że obok nas są drzwi na których wisi tabliczka ‘’DYREKTOR’’. Żaden z nas się już nie odezwał  tylko po prostu weszliśmy do środka.
-Dzień dobry, wy to One Direction, tak?- Zapytała piękna brunetka. Miała ok. 30 lat, ale trzymała się nieźle. Miała talie osy, walory o jakich tylko można pomarzyć i piękny uśmiech. Już wyciągałem rękę, żeby się przedstawić i przywitać z nią, ale dupek w kręconych włosach musiał mi przeszkodził. Przepchał się, śliniąc się na jej widok i przedstawił się całując jej dłoń. Taaa… on od zawsze lubił starsze kobiety. My postanowiliśmy zachować się bardziej dojrzale i tylko podaliśmy jej rękę bez żadnego całowania.. Hazza chciał ją chyba poderwać, bo ciągle nawijał i prawił jej takie komplementy że żal dupę ściskał…. 
-Przepraszam, a co mielibyśmy tutaj cały dzień robić???- Zapytałem chcą przerwać tą słodycz….
-Dzisiaj, będziecie się zajmować chorymi i samotnymi  dziećmi…
-Nie ma sprawy, z miłą chęcią pomożemy, zawsze to jakieś nowe doświadczenie- Powiedział z uśmiechem Liam…
-Dziękuje wam bardzo, dzieci dawno u nas się nie śmiały, nie miały żadnej niespodzianki. A serce się cieszy kiedy ich twarze są uśmiechnięte…
-To od czego mamy zacząć??? – Zapytał z entuzjazmem 
-Na górze są sale, w których śpią dzieci, na zewnątrz jest plac zabaw, ale myślę że dzisiaj z niego nie skorzystacie bo pogoda jest taka jaka jest, ale coś wymyślicie, żeby te 12h jakoś przetrwać…. 
-A ja może w tym czasie pomogę pani?? Widzę ma jest tu niezły bałagan na biurku… może byśmy tak razem…- Nie no przegiął, pociągnąłem go na korytarz, krzycząc jeszcze ‘’dziękujemy’’. On nigdy nie przestanie podrywać innych kobiet. Najchętniej to by pewnie rzucił się na nią i robił coś na tym biurku…
-Harry, co ty wyrabiasz???
-Zayn, nie złość się. Jakby tobie tak jak jemu też namiot stał, to też nie mógł byś myśli opanować…- Powiedział Lou, a ja z niedowierzaniem popatrzyłem na jego krocze, po czym wybuchłem śmiechem…
-Dobra napaleńcy chodźmy, dzieci czekają… - Jak zawsze ułożony… Poszliśmy na górę, weszliśmy postanowiliśmy się rozdzielić. Najpierw Liam i Niall biorą i zajmują się dziecmi na pierwszym piętrze, a my na drugim. Po kilku godzinach mieliśmy się zmienić, ale ja najpierw muszę przetrwać godziny z dziećmi tutaj… Wspominałem?? Nie lubię rozwydrzonych bachorów -.-


-_-_-
  Słów: 681
 Krótki, ale trochę dłuższy niż pierwszy : ) Przepraszam, ze nie było go we środę, tak jak obiecywałam, ale miałam próby, przygotowywałam się do konkursu na którym śpiewałam dzisiaj. Obiecuję poprawę : ) Rozdział na kate1d.blog.interia.pl będzie jutro bo nie mam siły go dokańczać. Wybaczcie :*
Zdobędziecie ok. 15 kom, na zachętę dla mnie??? Tak ładnie was proszę : ) * 

środa, listopada 14

001



Jaki jest mój dzień? Każdy dzień jest taki sam, każdego dnia robię to samo, można by powiedzieć że moje życie jest rutyną. Ale nie, nie powiem tak, bo skłamałabym. Każdego dnia staram się czerpać coś z życia, każdego dnia staram się uśmiechać, i robić to co kocham. Kocham bawić się z dziećmi, i siedzieć w moim miejscu. Mało kto zna to miejsce, moje okno na dachu. Znalazłam to pomieszczenie całkiem niedawno, przez przypadek. Nikomu o nim nie powiedziałam, nie chcę żeby ktoś jeszcze tu przychodził. Właśnie tutaj, siadając na parapecie myślałam o mojej przeszłości ale też o tym co będzie. 


Miałam chłopaka… Znowu to słowo ,,MIAŁAM”. Przez ten wypadek wszystko się zmieniło, straciłam wszystko, zostałam bez niczego. Chłopak odszedł. Po wypadku był tutaj tylko raz, jeden cholerny raz mnie odwiedził. Ale odszedł tylko dlatego że ogłuchłam, że nie słyszałam tego co do mnie mówi. Niestety… 
Ale to dzięki niemu się nie poddałam, dzięki niemu starałam się uczyć czytać z ruchu warg. Nie odpuściłam sobie, mimo że nieraz miałam takie myśli, żeby się poddać, żeby zrobić coś żeby być z rodziną tam w górze. Ale powtarzałam sobie ,,JESTEŚ SILNA”. Dzięki temu doszłam do tego co mam. Potrafię się komunikować, mimo że nie słyszę, ja rozmawiam z innymi ludźmi.

Zeszłam krętymi schodami na dół, do mojego pokoju. Nie miałam go sama, bo ze mną mieszkała dwójka dziewczyn. Jeden chłopiec Max i dziewczynka Sophia. Mimo że nie często rozmawialiśmy, dobrze się dogadywałyśmy. Gdy ktoś wszedł do pokoju a ja ich nie zauważyłam, to oni mi o tym dawali znać. Nie byli w takim stanie co ja. Zawsze mieli uśmiechy na twarzy, bawili się i mieli to czego ja nie miałam. Mieli rodzinę. Często przychodzili do nich rodzice, przywożąc im smakołyki, ale o mnie nigdy nie zapominali. Zawsze dostałam od niech czekoladę lub coś innego. Jakiś drobiazg. Mimo że nie miałam okazji dobrze poznać ich, można powiedzieć że uważałam ich za w pewnym sensie wujków. 

Mówiłam wam??? Kocham rysować, tańczyć     i czytać. Tańczyć??? Pewnie się zastanawiacie jak. Po prostu, czasem czuję się jakbym czuła tą muzykę, jakbym ją słyszała mimo że tak nie jest. Ale kocham to. Mimo że nikt mnie nie widział, jak tańczę uważam że jestem świetna. Skromna jestem co??? 
Nie znacie mnie jeszcze. Może ludzie uważają ze jestem zamkniętą, cichą dziewczyną. Może to po części prawda. Ale lubię zaszaleć. Lubię poskakać po kałużach, zatańczyć w deszczy, pozrywać kwiatki i upleść wianek, ale nie uważam się za zamkniętą w sobie dziewczyną. 

Spojrzałam na bawiące się dzieci. Lubiłam ten widok, popatrzyłam potem w stronę okna, i zobaczyłam że co jakiś czas na szybie pojawiają się małe kropelki wody, oznaczało to tylko jedno. Będzie deszcz. Wyszłam z mojego pokoju i skierowałam się do stołówki. Mając chęć na zrobienie sobie malinowej herbaty. Kochałam ją pić, w takie dni jak te. W deszczowe i pochmurne dni. Zalałam torebkę wrząca woda i powędrowałam z powrotem do mojego pokoju. Usiadłam na parapecie, kuląc nogi i patrzyłam na uśmiechnięte dzieci, przez co sama się uśmiechając następnie odwracając głos.

***
Słów: 499
Przepraszam, że krótki, ale o 18.30 wróciłam ze szkoły. Taaa…. Nie ma to jak mieć lekcje od 8.00 do 17 -.-. Proszę was o kom. Proooooszę tak ładnie :* *** 

środa, listopada 7

Prolog


                                                                                                          13 maj 2010 
           Drogi  Pamiętniku  …         
                                               

     Spokojnie oglądałam sobie z rodziną telewizje, akurat szła jakaś komedia. Siostra spokojnie się bawiła się zabawkami, a ja z rodzicami się śmiałam do łez. Tak miałam młodszą siostrę i rodziców. Dlaczego MIAŁAM? Zginęli, oni zginęli a ja nie. Mnie tylko Bóg ukarał, cierpieniem, smutkiem, samotnością, a im pozwolił odejść, cieszyć się tam w niebie. Ja zostałam sama. Dwa tygodnie temu był ich pogrzeb. Pewnie się zastanawiasz się jak to się stało. Sama dokładnie nie wiem, nie wiele pamiętam. Jedynie co sobie przypominam z tamtego beznadziejnego dnia, to tylko płomienie, dym i wybuch. Najpierw tata poczuł dym, lecz z mama myślałyśmy że mu się zdaje, ale niestety tak nie było. Okazało się że kuchnia się pali, nie wiem w jaki sposób to się stało, potem pamiętam krzyk siostry i jej płacz. Tata pobiegł w stronę kuchni i tyle go widziałam, Mama wzięła moją siedmioletnia siostrę na ręce, coś krzyczała do mnie, ale ja musiałam wziąć coś cennego z domu, wiedziałam że możliwe że nic nie zostanie z naszego domu, widziałam płomienie które już były w salonie. Pobiegłam w stronę mojego pokoju, i wtedy nastąpił wybuch. Nie wiem jak to możliwe ale przeżyłam. Potem jedynie światło z wozów strażackich widziałam, a wokół mnie panowała tak jakby cisza. Nic nie słyszałam. Mimo że przeżyłam zostałam pozbawiona czegoś cennego dla mnie, mianowicie słuchu….

Tak, to był ten dzień, urywek najgorszego dnia w moim, życiu nie dość że zostałam sama, to jeszcze głucha. Nie słyszę teraz nic, cisza i tylko to. Mogę czasem poczuć muzykę przez jej rytmy, przez drgania, ale to nie wystarcza. Ile można słyszeć ciszę? Czasem jak zamykam oczy i wrócę do czasów dzieciństwa to mogę sobie wyobrazić melodię, ale nie usłyszeć. Zastanawiacie się może jak się komunikuję z ludźmi? Było trudno, było naprawdę trudno, ale nauczyłam się czytać z ruchu warg. Lecz nie opanowałam tej sztuki do perfekcji. Ludzie jak wiedzą że jestem głucha wiedzą też że muszą wyraźnie mówić, ale czasem się głupio czuję, jak widzę inne dzieci i nastolatki które rozmawiają i się śmieją.  Ja doceniam to że mogę żyć, że przetrwałam, ale nie zawsze jest świetnie, czasem chciałabym znowu usłyszeć śpiew i melodię….



*** Założyłam nowy, blog. Mam nadzieje że wam się spodoba, jeśli nie przypadł wam do gustu, lub coś wam w nim nie pasuje, to piszcie od razu. Notki będę dodawać raz w tygodniu, tylko że w środy. Niektórzy mówili że zbyt rzadko dodaję rozdziały na tamten, to założyłam tego, żebyście mogli czytać moje wypociny dwa razy w tygodniu. Wiem, pewnie się zastanawiacie, czemu w takim razie nie piszę dwóch rozdziałów w tygodniu na tamten blog? Ponieważ nie chcę go kończyć, a jak będę pisać często na tamten, to pomysły mi się skończą, i będę musiała zakończyć… P.S Liczę na wasze komentarze ***